Dyskusje o moich prywatnych poglądach z nieznajomymi barczystymi mężczyznami

tajemniczy.don-pedro napisał:

> Drogi Panie Stary Wiarusie,
>
> naprawde, rozczarowuje mnie Pan coraz bardziej.
> kilkakrotnie pytal mnie Pan w toku naszych dyskusji o moje zdanie i nigdy nie
> odmawialem udzielajac odpowiedzi w moim i tylko moim imieniu. Pod
> pojeciem ‚moje zdanie’ rozumiem swoja wlasna opinie, to, co JA uwazam w danej
> sprawie.
>
> natomiast u Pana zauwazam niestety niechec do wypowiadania wlasnego zdania,
> jesli nie jest ono poparte konkretnymi zapisami w roznych dokumentach, do
> ktorych podaje Pan zazwyczaj linki. Ja to odbieram jako przedstawianie
czyichs
> koncepcji, ktos to wczesniej opracowal, zebral, umiescil w sieci, a Pan (…)

Raczy pan wybaczyć, ale pańska chęć zapoznania sie z moimi prywatnymi poglądami
nie jest wystarczającą przyczyną, abym ja także nabrał ochoty na tego rodzaju
poufałości. Jak zwięźle mawia lud polski: – na jednym gównie żeśmy się z panem
nie ślizgali. Dyskusje o moich prywatnych poglądach z nieznajomymi barczystymi
mężczyznami już w życiu przerabiałem, i fatalnie mi się one kojarzą.

Nie po raz pierwszy zauważam, że pojęcie prywatności funkcjonuje zupełnie
odmiennie w społeczeństwach Wschodu i Zachodu. Być może ja od jego wschodniej
interpretacji już odwykłem, ponieważ nie mam najmniejszego zamiaru
fraternizować się z panem, w cyberprzestrzeni ani w żaden inny sposób. Pańskie
zaproszenie, abyśmy zajęli się wzajemnym spijaniem sobie z dzióbków, ja
naturalnie doceniam i serdecznie panu za nie dziękuję, ale nie skorzystam.

Jeśli po przeczytaniu wszystkiego co piszę (Forum Gaz Wyb, Wirtualna Polonia,
Forum Polonia Michigan, The Summit Times, polskie grupy usenetowe), a sporo się
tego uzbierało, ma pan nadal trudności ze zrozumieniem moich poglądów, i to
do tego stopnia, że sądzi pan, że zajmuję się wyłącznie prezentacją poglądów
cudzych, no to trudno. Nie odpowiadam za dewiacje polskiego systemu oświaty, w
wyniku których sztuka czytania ze zrozumieniem jest w Polsce na wymarciu. ONZ
(konkretnie UNDP) ocenia, że 50% Polaków ma poważny kłopot w przeczytaniu ze
zrozumieniem instrukcji wydrukowanych na pudelku aspiryny. Odnośniki do
odpowiednich raportow UNDP mogę podać na życzenie.

Odnośniki do źródeł podaję nie po to, by się owijać cudzą chwałą, tylko po to,
by pozbawić polemistów możliwości twierdzenia, żem coś sobie sam wymyślił, albo
zwyczajnie kłamię. Ten obyczaj cytowania źródeł, rzecz na Zachodzie zwykła,
często bardzo irytuje dyskutantów krajowych, ponieważ uniemożliwia im
prowadzenie debaty alla polacca, czyli w agresywnym, nie znoszącym sprzeciwu
tonie polskiej szkoły erystycznej: „pan mnie nie będzie uczył, bo pan nie wie,
o czym pan mówi!”. Otóż, ja sprawdzam fakty i teksty źródłowe, staram się
wiedzieć, o czym mówię, a na dowód podaję źródła.

Nie odpowiada mi także pańska ulubiona metoda dyskusyjna „ja rzucam myśl, a wy
ją łapcie”. Pan figlarnie rzuca różne hipotetyczne pytania – co by
ewentualnie było, gdyby ewentualnie miały zajść rozmaite ezoteryczne i mało
prawdopodobne okoliczności. Natomiast polemiści pańscy mają się na ten gwizdek
brać do roboty i wykonywać poszukiwania tekstów źródłowych, których panu szukać
się nie chciało, a potem w pocie czoła udowadniać pańską rację lub jej brak.

Jeśli Stany Zjednoczone w odruchu wdzięczności za skierowanie przez Polskę do
Iraku 53 komandosów GROM i 147 żołnierzy personelu pomocniczego, oraz w
podziękowaniu za skorzystanie przez Polskę z dogodnego kredytu amerykańskiego
na zakup samolotów F-16:

otworzą przed Polakami swoje granice i swój rynek pracy, zamkną natomiast oko
na wykroczenia i nadużycia gości z Polski w USA;

będą regularnie przyjmować Ola Kwaśniewskiego na rancho rodziny Bush w
Crawford, Tx., sadzając go przy kolacji pomiędzy prez. Bushem a prem. Blairem,
zaś przy kawie i cygarach zgoła na kolanach prezydenta Busha;

zmienią konstytucję USA w taki sposób, by Olo mógł kandydować na prezydenta
Stanów Zjednoczonych i sfinansują mu kampanię wyborczą;

albo ogłoszą Ola dziedzicznym cesarzem Iraku,

to ja się wtedy naturalnie do takiego wydarzenia ustosunkuję. Natomiast do tego
czasu proszę debatować takie i podobnie hipotetyczne scenariusze (wjazd
bezwizowy do USA dla „turystów” z Polski” etc.) z jakimś znajomym autorem
opowiadań science-fiction.

Ja sam, jako historyk z wykształcenia, preferuję dyskusję na płaszczyźnie
faktów rzeczywistych, które już miały miejsce, oraz ich kontekstu, a nie na
płaszczyźnie faktów urojonych, które nigdy nie miały, i prawdopodobnie nigdy
nie będą miały miejsca. „Hypotheticals”, czyli dyskusje i gry decyzyjne
oparte na hipotetycznych scenariuszach, mają oczywiście swoje właściwe miejsce
i czasem płynie z nich rzeczywisty pożytek – np. w studiach prawniczych,
zarządzaniu, wojskowości i rozrywce telewizyjnej, ale jakoś nigdy mnie nie
interesowały.

Jeśli pana rozczarowalem, to bardzo przepraszam, ale ja nie mam najmniejszego
zamiaru podejmować zdwojonych wysiłków we wzmożonym tempie wyłącznie po to,
żeby był pan ze mnie zadowolony i zaszczycił mnie pochwałą.

Naturalnie, serdecznie panu dziękuję za okazaną mi wyrozumiałość. Co do opinii
rodaków w kraju, zawsze marzyłem o pozyskaniu ich przychylności. W zwiazku z
tym pokornie Panu dziękuję za poważne ostrzeżenie, że jeśli nie spełnię
pańskich wymagań, to moje marzenie może pozostać niezrealizowane. Spróbuję
jakoś poradzić sobie z tym okropnym rozczarowaniem bez strzelania sobie w łeb.
Zapewne będę co noc szlochał w poduszkę, przez co najmniej sześć miesięcy, ale
trudno, taka jest cena lekcewazenia pańskich swiatłych rad.

Jeśli koniecznie życzy pan sobie poznać moje prywatne poglądy, to ostatnio
umieszczony na tym forum „manifest paszportowy” pana z Kanady ironicznie
podpisującego się „złośliwe bydlę” (dawniej cantroll) trafnie podsumowuje
również mój punkt widzenia, z trzeciorzędnymi różnicami szczegółów (np. ja
jestem od pana z.b. starszy, a moje dzieci są już dorosłe). Stąd 9-letnia
córeczka pana z.b. zdana jest jeszcze na razie na opiekę i troskliwość taty,
natomiast moje dzieci już radzą sobie z opisanymi przez pana z.b. problemami
samodzielnie.

Ostatnio na przykład poprzez ich spontaniczną i naturalną reakcję na propozycję
pana konsula generalnego RP w Sydney aby jako obywatele australijscy, urodzeni
w Australii, udowodnili Konsulatowi fakt swego urodzenia przy pomocy aktów
urodzenia wystawionych przez Urząd Stanu Cywilnego Warszawa-Śródmieście. Mój
starszy syn ujął to dyplomatyczne doświadczenie tak: „Well, Dad, at this point
we made him a proposition involving sex and travel
, and went home.”

W Australii, tak zwana „proposition involving sex and travel” („propozycja
obejmująca seks i podróże”) brzmi: „go and get fucked”, czyli w wolnym
przekładzie na język polski: „spadaj i pierdol się”, lub krócej: „pierdol się”.
Rozumiem, że pan konsul generalny rozważa, jak wcielić w czyn sugestię mojego
syna, ale na razie jeszcze tego nie uczynił.

Przyłącz się do dyskusji i dodaj Swój własny komentarz